3.24.2012

SIEDEM .


- Gdyby to było porwanie, zapakowałbym cię do wora. I mimo że chciałbym porwać cię tak na koniec świata, jak najdalej od każdego faceta, który mógłby mi cię zabrać, to nie mogę, za głośno krzyczysz i nawet z zaklejonymi ustami ktoś by cie usłyszał.
Jeżdziliśmy w milczeniu. Zatrzymał auto. Rozejrzałam się. Byliśmy w jakiejś wiosce, słoce już zachodziło.
- Pójdziemy na spacer. Opowiedz mi coś o sobie, Mysterious Annabelle.
- Cóż. Przyjechałam z Polski studiować fotografię. Jestem młodsza od reszty studentów, za dwa tygodnie kończę 17 lat. Lubię psy, wiosnę. Nie cierpię marchewekk i kalafioru.
- No, teraz to Lou cię totalnie znienawidzi..- Zaczął się ze mnie śmiać.
- A ja urodziłem się w Cheshire, mam 18 lat. Lubię koty i kukurydzę. -kontynuował-Mam 4 sutki, kota i siostrę. Poznałem na lotnisku jakąś świetną dziewczynę, która mi się podoba. Ona ciągle krzyczy. Lubię jej nerwowość i mimo że znam ją dopiero 3 dni, wiem, że jej nie zapomnę, chodźby odeszła w tej chwili i nigdy nie wróciła.
Spojrzał na mnie. Dopiero teraz zobaczyłam, jak piękne są jego ślepia..
- Niestety nie wiem, co czuje do mnie ta dziewczyna.
- Ja.. - Nie zdążyłam nic powiedzieć. Już, już miał mnie pocałować. Już wiedziałam, co powiem. "Jak śmie mnie całować. Jak śmie przerywać. Jak śmie kraść mój telefon, włamywać się do pokoju i mnie porywać. Jak śmie pozwalać, bym się w nim powoli zakochiwała." Już.. ale nie. Zatrzymał się na sekundę, spojrzał w moje oczy. Chyba ujrzał w nich strach, po czym jakby rozmyślił się i pocałował mnie tylko w policzek. Był to najdelikatniejszy, najspodszy, najpiękniejszy, najcudowniejszy buziak na świecie. Jakbym była z porcelany, jakby bał się, że jakimkolwiek dotykiem mnie skruszy, ale jakby musiał okazać mi czułość. Zrobiło mi sie ciepło.Rozpływam się. Zaraz stanę się kałużą. Harry, serio chcesz zbierać mnie kubkiem, zanim rozkochana wsiąknę w ziemię? OK.
Przeszedł mnie dreszcz. Chłopak zauważył to i podał mi swoją kangurkę ( rodzaj bluzy nierozpinanej z jedną kieszenią na środku ). Włożyłam ją. Tak pięknie pachniała.. Loczek pociągnął mnie lekko za rękę, dając do zrozumienia, że idziemy dalej. Rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim, o czym się da. Bardzo rozbawiło go, gdy opowiedziałam mu, jak to pociągnął mnie pies, gdzy byłam mała, i ciągnął mnie tak spory kawałek po chodniku jak na filmach, po czym miałam całe poździerane nogi, że kiedyś spadłam z huśtawki na beton, totalnie ździerając sobie brodę, że spadłam dwa razy ze ślisgawki, tyłem, na głowę, znów na beton oraz że żałowałam, że nie jestem chłopcem i moje imię nie zaczyna się na "A", bo chciałam wstąpić do Akademii Pana Kleksa. Najbardziej chyba rozbawiło go to, że wierzyłam, że Piotruś Pan istnieje i pisałam do niego listy, na które w jego imieniu odpisywała moja mama. Poznawaliśmy się. Był taki słodki. Dużo mówił, a z każdym jego słowem rosło mi serce i kochałam go coraz bardziej.
Co ? Serce? Tak? Nie mieścisz się już we mnie? Możesz wypchnąć płuca, i tak zbyt często mi przy nim dech zapiera. Załatwione? OK.
W pewnym momencie Harry odszedł, jednak zauważyłam to dopiero, gdy głośno tupiąc przybiegł, klęknął przede mną i wyciągnął rękę. Chciał zachować powagę, ale jeszcze podśmiewywał się, że nie zauważyłam, kiedy poszedł i mówiłam sama do siebie.
- Przyjmijże, o pani, to jabłko, na znak przeprosin za moje wcześniejsze naganne zachowanie. - powiedział, po czym dumny podał mi czerwone jabłuszko. Rozbawiona wzięłam owoc do ręki, zaczęłam go jeść i ruszyliśmy dalej. Nagle coś mu odbiło.
- Zaraz zaraz, to ty prezent zjadasz?! Taki ładny ci dałem! I jeszcze się nie podzieliłaś! Chodź tu! - krzyknął, po czym zaczął mnie gonić. Po jakimś czasie biegania między jabłoniami wyrzuciłam owoc. Widział to, lecz dalej mnie gonił. Schowałam się za drzewem. Wyjrzałam, nie było go nigdzie widać. Już chciałam biec dalej, gdy Harry złapał mnie tryumfalnie od tyłu i krzyknął "MAM CIĘ!". Odwróził mnie ku sobie. Był z siebie taki dumny. Zaczęłam się śmiać, on natomiast dziwnie się we mnie wpatrywał.
- Jesteś cudowna. Serio, naprawdę cię lubię. - powiedział, po czym po raz kolejny złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
***

Odprowadził mnie do akademika. Pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy weszłam do swojego pokoju ujrzałam Dellie i Jace'a grających w karty. Na dźwięk trzaskających drzwi podnieśli wzrok. Oboje mieli takie samo wściekłe spojrzenie.
- Oh, przyszła królewna, która nie raczy informować, że wieje z uniwerku.- mruknął Jace.
- O kim mówisz? Oh, przeciąg drzwiami trzasnął, trzeba zamnknąć okna. - odparła Delilah, po czym wskazała na pozamykane okna i drzwi od balkonu.
Wzruszyłam ramionami, wzięłam ręcznik i pidżamę i poszłam do łazienki. Pod prysznicem postanowaiłam wreszcie pomyśleć o całym dzisiejszym dniu. To po kolei:
1. spotkałam Poszkodowanego, okazało się, że jest megagwiazdą o której istnieniu nie miałam ( i wciąż nie mam) pojęcia. KURCZĘ, TRZEBA OBCZAIĆ JEGO PIOSENKI/FILMY/COKOLWIEK'INNEGO?? . Byłam u niego na chacie, gonił nas jego świrus/chłopak/współlokator, który połamał stół i mnie nie cierpi bo nie jem marchewek i "zabieram" mu Harrego.
2. Poznałam nowych ludzi, m.in. suczowatą Ninę która jest jakimśtam DIRECTIONATOREM, świetną Doniyah, no i okazało sie że Jace z nami studiuje. Oh, jeszcze woźny, który śmiał się, gdy Harry wynosił mnie do swojego auta. Na jego plakietce było napisane JOE. A więc, JOE, strzeż się.
3. Poszłam z Harrym na spotkanie. Ah, nie, chwila. Raczej zostałam na nie porwana. Doszłam do wniosku, że jego bluza pięknie pachnie. EJ, CHWILA! NIE ODDAŁAM JEJ! CHOLERKA.. Chłopak pocałował mnie w policzek dwa razy, powiedział, że mnie serio lubi. No tak. Mogę pocałować Jace'a w policzek i powiedzieć, że go serio lubię, tak samo jak kubek, dyrektorkę, Dellie, telefon, komputer, a nawet woźnego JOE. A właśnie, kolejne pytanie. DLACZEGO HARRY ANI SŁOWEM NE WSPOMNIAŁ, ŻE JEST JAKĄŚ GWIAZDĄ? Nic już nie czaję. Jedyne, co wiem, to że ten chłopak chyba porwał mi serce. Tylko po co? Jeśli jego serce mu szwankuje, to mu swoje oddam po dobroci, tak samo, jak oddałabym mu oczy, uszy, ręce, nogi.. Nawet cycki, ale wole się nie domyślać, po co by mu były..
Po skończonym prysznicu przebrałam się w pidżamę i wyszłam z łazienki. W pokoju było ciemno. Po omacku weszłam na górę swojego piętrowego łóżka. Ledwo siadłam, gdy nagle dwie czarne postaci wyskoczyły spod mojej kołdry, krzycząc "BUUUUUUUU!". Zachwiałam się i spadłam.

***

AU. Co jest? Dlaczego Delilah i Jace patrzą się na mnie takim przerażonym wzro.. AU. ..kiem ? Co mówisz, Di? AU. Oh, znów nie dosłyszałam. AU. We łbie mi się kręci. AU. Wszystko mnie boli, zwłaszcza ręka. Lecą mi łzy. AU. Moja ręka, cholera jasna jak boliiiiii!!! Tabletki, ludzie, a nie się tak gapicie!!!
- Anne, powiedz coś!
- AU.
- Może być.  Jak się czujesz?
- AU.
- No tak. Jedziemy do szpitala.




1. chiałabym BARDZO PODZIĘKOWAĆ za 155 odwiedzin. Jak dla mnie to serio wiele! 
2.  PO RAZ KOLEJNY PROSZĘ O DODAWANIE KOMENTARZY, TO SERIO MOTYWUJE! xx 
3. Zostawiajcie linki do swoich ulubionych blogów, jak i też do waszych własnych, z chęcią zajrzę:)
4. FOLLOW ME ON TWITTER @Dagaa_
5. Po raz kolejny polecam czyiś blog . Tym razem padło na http://whydidmushroomgotoparty.blogspot.com/ . Jednak wcale nie pozdrawiam autorki, bo za rzadko dodaje posty! HAHA masz za swoje debilku mój :)

3.17.2012

SZEŚĆ .



- Run, Anne, run! - krzyknął chłopak i pociągnął mnie za rękę. Upuściłam lody. Biegliśmy spory kawałek, w końcu schowaliśmy się w Hyde Parku.Kucnęliśmy za krzakami. Harry spojrzał na mnie, ciężko dysząc.
- Widzisz, czemu chodzę w kapturze? Może pójdziemy do mnie? Tam spokojnie pogadamy.
- Aah,  tak, to całkiem normalne, spotkać celebrytę, jeść z nim lody, uciekać, w krzaki. Pójście do ciebie do domu po pół godzinie znajomości będzie również normalne.
Założył kaptur, wziął mnie za rękę i pociągnął do auta. Po dwudziestu minutach siedziałam u chłopaka na kanapie popijając sok jabłkowy i próbując doczyścić moją sukienkę z lodów i ziemi.
- Oj, wybrudziłaś sukieneczkę! A tak mi się podobała! - powiedział, udając zasmuconego. - Cóż, chyba będziesz musiała ją ściągnąć! - krzyknął zachwycony.
Spojrzałam na niego jak na wariata i już chciałam się odszczeknąć, gdy do domu z wielkim hukiem wparował jakiś chłopak. Skoczył Harremu na ręce, zaczął gfo obcałowywać i powtarzać "Tak moooooooocno tęskniłem!". W końcu Poszkodowany nie wytrzymał i upuścił kolegę na ziemię, samemu upadając. Obcałowywacz w ogóle mnie nie zauważał. Przyglądałam się z rozbawieniem nieudolnym próbom wyrywania się Harrego. Gdy Loczek krzyknął "Dość!". Brunet wstał i rozejrzał się po salonie. Jego wściekły wzrok spoczął na mnie.
- TY! - wrzasnął - To ty mi go zabrałaś! Przez ciebie nie chce pieszczot! Ja ci daaaaaaam!
- Wiej!- Harry podbiegł do mnie, wziął za rękę i pociągnął za sobą. Biegaliśmy po całym domu. Skakaliśmy po kanapach, fotelach, meblach, stołach.. HUK. Odwróciłam się. Kolega Harrego siedział na ziemi w odłamkach połamanego stołu.
(Przydałbyu się tu ten czarnowłosy chłopach z One Effection, czy jak to tam, z kwestią o połamanych stołach. Dellie wciąż i wciąż powtarza tą zwrotkę..)
- I tak was w końcu dopadnęęęęęęęęę! - Powiedział chłopak, po czym wstał, otrzepał się i poszedł do pokoju.
- CO TO BYŁO!?
- Wybacz, Lou jest baaaaaardzo zazdrosny..
Oboje zaczęliśmy się śmiać. "Wychodzę!" -krzyknął chłopak.
- Najwyraźniej mamy cały dom dla siebieee! - powiedział uradowany Harry i zrobił charakterystyczny ruch brwiami. - Na co masz ochotęęęęęęęęęęee?- dziwnie przeciągał samogłoski.
- Na powrót na uniwerek!
- COOOO? Czy mam to traktować jako odmowę? O-D-M-O-W-Ę? ODMOWĘ Harremu Stylesowi!!??- wybałuszył oczy.
-Niczego mi nie proponowałeś.
- A więc proponuję spotkanie w sobotę, co ty na to ?
- Wybacz, nie mogę.
- Teraz to już odmowa.
-A może po prostu wymówka? - zasugerowałam. Spojrzał na mnie dziwnie, otworzył drzwi do auta, sam wsiadł i spytał się o adres uniwerku. Przez całą drogę się nie odzywał. Podjechaliśmy pod campus. Zerknęłam na niego. Nie patrzył na mnie.
- Oh, teraz się na mnie obrazisz? - wysiadłam z auta.
- Uraziłaś moją dumę. NIKT, mówię NIKT nie odmawia Harremu Stylesowi.
- Kuuuuuuuuuuuuurczę. To jak mogę cię przeprosić?
- Pomyślę jeszcze.- powiedział i odjechał.

***

Weszłam do pokoju. Zobaczyłam Dellie siedzącą przed kompem. Ujrzała moją sukienkę. Jej spojrzenie wyrażało furię.
- CO TY DO CHOLERY JASNEJ ROBIŁAŚ Z TĄ SUKIENKĄ! CZY TO BŁOTO? CZEKOLADA? I CO JEST Z TWOJĄ FRYZURĄ?! DZIKI SEKS W OGRODZIE JEDZĄC, NA PIERWSZEJ RANDCE NIE JEST DOBRY W TWOIM WIEKU!
- " W moim wieku" ?! Jesteś tylko o rok starsza!
- Prawie o dwa lata, i to i tak nie zmienia faktu, że jesteś za młoda! No, nie patrz tak na mnie, wiem,że tego nie zrobiłaś, za święta jesteś. Kim on jest?
- Pfffffffff, jakaś gwiazda. Aaale mi się trafiło!
- Co? Jaka? Oh, już widzę mnóstwo fotek w gazetach: "Pattinson prowadza się z szesnastolatką!" "Orlando Bloom woli młosze?" " Kolejny Króliczek Playboya do kolekcji?" "Piękna przyjaciółka tajemniczej dziewczyny Justina Biebera -Annabelle - zdradza nam sekrety!"
- Z Playboyem to już przesadziłaś, a JB ma Selenę.
- No nie wiem, różowe uszka i ogonek by ci pasowały! OK, kim on jest?
- Jaaaaaaaaaaakiś Harry Myles, czy coś.
- HAAAAAAAAAAAARRRRRRRRRRRRYYYYYYYY SSSSSSSSSSSTYYYYYYYLEEEEEESSSSS?!! - wybałyszyła oczy.
- Oh, tak, właśnie. Styles. Kto to ?
- Do cholery, dziewczyno, a kogo ja od czerwca słucham? ONE DIRECTION! ZEEEEEE-SPÓÓŁ. Zaraz tu zwariuję! Opowiadaj, jak było ?
Po zdaniu dokładnych relacjiz całego spotkaniai odpowiedzeniu na tysiąc pytań wreszcie mogłam spytać przyjaciółkę o jej dzień.
-Nic takiego nie robiłam. Byłam w Milkshake City, ale chłopców nie było. Jeeeeeny, nudno tu. Chodźmy zapoznać się z sąsiadami!
Przebrałam brudne ubrania, wcisnęłam się w ciemne jeansowe rurki i malinowy top. Na stopy włożyłam moje wieczne czarne Adidasy, a wokół szyi owinęłam białą arafatę we wzorki. Klaudia natomiast włożyła jej ulubioną minispódniczkę, zwiewną bluzeczkę na ramiączkach i białe sandałki na koturnach. W 15 minut byłyśmy gotowe.
Mieszkałyśmy na końcu korytarza. Pierwsze dwie pary drzwi po prawej były zamknięte., trzecie otwarte na oścież, ale nikogo nie było w środku. Zapukałyśmy do kolejnego pokoju. Otworzyła je nam wysoka, opalona blondynka w zbyt krótkich szortach i koszulce "#1 DIRECTIONATOR". Zmierzyła nas wzrokiem i zanim zdąrzyłyśmy się przywitać, mruknęła " Z plebsem się nie zadaję" i zatrzasnęła drzwi. NAAAAAJS. Totalnie oszołomione i zniechęcone już miałyśmy wracać, gdy ujrzałyśmy brunetkę wychodzącą z pokoju obok. Rozmawiała przez telefon.
- Ja ciebie też, braat! - powiedziała doi słuchawki, rozłączyła się i odwróciła w naszą stronę.
- Hej!- zagadnęła uśmiechnięta. - Jestem Doniya.
- Oh, wreszcie ktoś normalny. Ja jestem Dellie, a to Annabelle.
- Co robicie?
- Chciałyśmy poznać sąsiadów.. Idziemy dalej, chodź z nami!
W trójkę udałyśmy się do następnego pokoju. Drzwi otworzył jakiś brunet w okularach. Wpuścił nas do pomieszczenia. Ogólny syf. Jakiś rudzielec pisał SMSa. Dwuch podobnych do siebie brunetów grało w karty. Zaraz zaraz. Wróć. Znam tego rudego. Podniósł oczy i próbował wstać z łożka. Nie udało mu się, bo obie z Dellie rzuciłyśmy się Jace'owi na szyję.
Dowiedziałyśmy się, że przyjechał na studia prawnicze i nic nie powiedział, bo to miała być "niespodzianka". Nikczemnik. Odkąd pamiętam mówił, że pójdzie na prawo. Ten wysoki rudzielec ( a może blondyn ? )  przyjaźnił się z nami od zawsze. Szczerze mówiąc, był jak nasza trzecia przyjaciółka. Czasem mnie to wkurzało, bo bywało tak, że zwierzali się tylko sobie. Wiedział wszystko to, co Di o tym .. Onee.. Effection? Detection? Bylebt nie Erection.. Nie wiem, jakoś mnie to nie fascynowało. Na dobrą sprawę ich twarze mniej wiecej kojarzyłam, przyznam, ładni. Przyjaciółka niby próbowała mi wciskać słuchawki z ich piosenkami, ale ja ją odpychałam. Nie wiem czemu. No i  wyszło na to, że nie znam ich muzyki. Moi przyjaciele ciągle gadali o jakichśtam "FACTS". Jedyne, co zapamiętałam, to kwestia o połamanych stołach, bo sama kiedyś tak zrobiłam i śmieszyło mnie to, że ktoś umieścił to w piosence. Oni są tak do siebie podobni.. Hm, nie zdziwiłabym się, gdyby przyszedł do mnie naukowiec i powiedział, że powiodło się pierwsze w historii kopiowanie mózgu ludzkiego..
***
- Chodźmy coś zjeść! - przerwała moje przemyślenia Doniya. Okazało się, że zdążyli się już wszyscy poznać, podczas gdy ja stałam jak kołek i rozmyślałam. No tak.
Całą paczką poszliśmy do pobliskiego McDonalda. W pewnym momecie usłyszałam dźwięk telefonu Dellie. Przyjaciółka spojrzała na urządzenie, po czym z dziwnym wyrazem twarzy powiedziała:
- Kolejna wiadomość od ciebie, Ana.
Wzięłam iPhona do ręki.
Od: Annabelle:).
Treść wiadomości: Mysterious Annabelle, gdzie Twoja głowa? Znow zapomniałaś wziąć telefonu i kapelusza! Chyba musimy się spotkać.:D Poszkodowany.

Wkurzona odpisałam : "Wyślij pocztą na uniwerek, pod który mnie zawoziłeś, do pokoju  numer 106." Całe towarzystwo nie zwróciło na nic uwagi, jedynie Jace patrzył na nas zdezorientowany, po czym posłał mi spojrzenie "gadaj, bo cię uduszę" . Przewróciłam oczami . "Daj spokój, bo uduszę bardziej" ... Wspominałam, że mamy jakże przydatną zdolność porozumiewania się telepatycznie? Przyjaciel zrozumiał moją minę i odwrócił się z pytaniami do Di. Po powrocie wszyscy udali się do Doniya. "Jestem taaaaaaaaaaaaaaaaak zmęczooooooooonaaaaaaaaa"- przeprosiłam, zrobiłam charakterystyczną minę wzdychającej księżniczki przykładając sobie rękę do czoła, po czym udałam się do swojego pokoju.Otworzyłam drzwi i mało nie krzyknęłam. Na moim łózku leżał Poszkodowany w całej swojej okazałości. Uśmiechnął się do mnie. Czy to.. dołeczki? Tak uwielbiam  je u chłop.. STOP! Nie, nie, nie. Nic w nim nie uwielbiam, to nieznajomy dziwak, w dodatku bezczelny. Jak śmie rozwalać się na moim łóżku?
- Przypomnij mi proszę, swoje imię. - powiedziałam najbardziej rozkosznym głosem jakim mogłam. "Harry. Jak to, nie pamiętasz? Jak możesz!"-odparł
- A więc, Harry, - kontynuowałam słodkim głosikiem - CO TY DO JASNEJ CHOLERY WYPRAWIASZ W MOIM ŁÓŻKU!!!?
- Spokojnie, Annabelle, miałem dostarczyć ci twoje rzeczy. Stwierdziłem, że na pewno za mną tęsknisz, więc oddam ci je osobiście.
- Fakycznie, taaaaka to była udręka. Znaczy, że wyczułeś moją nieodpartą chęć ponownego spotkania, tak?
- No jasne!!
- To teraz wyczuj moją nieodpartą ochotę wyrzucenia kogoś z pokoju i wyjdź zanim ci coś zrobię.
- No way. Zabieram cię na przejażdżkę.- Powiedział, po czym pociągnął mnie za rękę. Opierałam się i krzyczałam, więc wziął mnie na ręce i łaskotał, kiedy przechodziliśmy obok administracji, po czym wepchnął mnie delikatnie do auta. Sam wszedł i zablokował drzwi.
- To porwanie! - powiedziałam.






Dziękuję bardzo Moi Kochani za 90 wejść, (dla mnie to dużo, bo nikt nigdy nie zaglądał na moje blogi) i dziękuję też zacnym komentatorom :)
i jak za każdym razem, podaję linka do bloga, który mi się spodobał :)http://life-with-one-direction.blogspot.com/   i pozdrawiam wspaniałą Shui. , Administratorkę ww bloga ;)
+ NIE BĘDZIE NIGDY PRZENIGDY następnego rozdziału, jeśli nie pojawią się 3 komentarze, serio mówię :D
Much love xx

3.14.2012

PIĘĆ.



- No dobra!- powiedziała Dellie. - Musimy jechać na zakupy!
- Co? Jest 17:40, a ty chcesz jechać po ciuchy?
- Czeeemu nie? Wiesz, sklepy są pootwierane do późna, no chodź!
- Tylko PO CO ! ja się pytam!
- Niunia, orzecież jutro masz randkę! Ach, no tak! I zrób mi listę podręczników, które mam kupić. Zrobię coś pożytecznego, gdy ty będziesz wyrywać chłopców.
- Ej! Żadna randka! To się nazywa spotkanie-by-odebrać-telefon! Nawet nie wiem, jak on wygląda ani jak ma na imię!
- I właśnie po to tam jedziesz. No już, i bierz kasę na autobus, auto ciocia podstawi mi za tydzień.


***
Po udanych zakupach wstąpiłyśmy do znanego Milkshake City. Zamówiłyśmy napoje i usiadłyśmy przy stoliku.
- Hej, widziałaś tego brutenta? Przystojniaczek, hm? Szkoda, że to nie jemu składałyśmy zamówienie. Oh, poczekaj, idzie tu.
 - Hello, ladies. Here are your milkshakes.
- Thanks! Jak się nazywasz? Ile masz lat? - zasypywała go pytaniami Delilah.
- Acctually, za tydzień obchodzę osiemnastkę. Chcecie przyjść? - Tu spojrzał na mnie - Byłoby super, jeśli byś przyszła.
- Ahh, no nie wiem, nie wiem. Mam tyyyyle propozycji na osiemnastki od nieznajomych, że nie jestem pewna, czy cię gdzieś wcisnę.. - zrobiłam smutną minę.
- Dostaniesz dodatkowy kawałek ciasta!
- Oh, spójrz. Dziwne. Grafik na za tydzień jest pusty..- zaczęłam się śmiać.
- David, do roboty! - krzyknął przystojny roześmiany blondyn za ladą. - Teraz ja chcę z nimi pogadać!
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. David zapisał sobie mój numer, a jego kolega - Tyler, numer Di.
Po powrocie na uniwerek walnęłam się na łóżko.
- Kurczę! Podałam mu swój numer, a przecież telefon ma ten cały " Poszkodowany " !
- Spokojnie. Po prostu Poszkodowany odczyta wiadomość od Davida, okaże się superciachem, wyśle Daviemu swoją fotkę, zaczną esemesować, gadać, pojadą do kraju, gdzie możliwe są śluby homoseksualistów i ..
- Delilah! Jeeeeeny, twoja wyobraźnia, a już zaczynałam myśleć, że ten wyjazd cię uleczy!
- No way! - Odparła i obie zaczęłyśmy się śmiać.


Obudziłam się o 9. Tego dnia nie miałam zamiaru robić NIC. No, może poza leżeniem, jedzeniem i cieszeniem się z ostatniego dnia wakacji. Dellie nie było w pokoju. Włączyłam laptopa, siedziałam z pół godziny na Twitterze, kiedy nagle do pokoju wparowała wyszykowna przyjaciółka. Spojrzała na mnie i się przeraziła.
- Co ty robisz! Odkładaj kompa! Do łazienki raz! Nie możesz wziąć much-przyjaciół, które często wkoło ciebie latają, przykro mi, nie tym razem! Smrodom się telefonów nie oddaje!- krzyczała. Wypchnęła mnie z pokoju i skierowała w stronę łazienek.
- O jeżu! Zapomniałam! To dziś?
- Chcę cię widzieć spowrotem za 20 minut! Włosy wysuszone, wyprostujesz je i umalujesz się w pokoju! Ciuchy ci wybiorę, no idź już!
Kiedy biegłam do łazienki, usłyszałam, jak przyjaciółka mruczy:
" Co ona zrobiłaby beze mnie, no co !? "


Cała gotowa przejrzałam się w lustrze. WOW. Di spisała się na medal, wyglądałam serio świetnie. Ubrała mnie w zwiewną jasnoróżową sukienkę przed kolano, mały, rózowy melonik z czarną opaską, czarne baleriny i granatowo-fioletową torbę. Moje blond włosy wyprostowała i rozpuściła, zrobiła mi lekki makijaż.
Wysiadłam z autobusu i skierowałam się w stronę parku. Szłam ścieżką, obserwując innych ludzi. Cieszyli się słonecznym dniem, które tak rzadko o tej porze zdarzały się w Anglii. Ze trzy rodziny robiły piknik. Jacyś chłopacy grali w nogę, inni grali w badmintona, jakaś para całująca się na ławkach.. Nagle coś uderzyło mnie mocno w głowę. BOLI. Spadł mi kapelutek. BOLI. Chyba upadnę. BOLI. Ktoś mnie podtrzymał. BOLI.
- Hey! Dobrze się czujesz?- spytał jakiś facet z tyłu. Odwróciłam się. Ta sama bluza. Te same okulary. Ten sam uśmiech. Ach, no tak, BOLI. Dałam się zaprowadzić na ławkę.
- Co..
- Cóż, dostałaś frisbee w głowę. Oh, poczekaj! - Poszedł sobie. Gdzie on do cholery lezie. Oh, wraca. Niesie coś. Moj kapelusz. Jak miło. A teraz oddawaj telefon dziwaku!
- Bardzo boli? - spytał. Odciągnął moją rękę od skroni. - Uuuh, będzie siniak. Ale nie, poczekaj, niedaleko jest lodziarnia. Chodźmy. - Co do cholery ma lodziarnia do bólu? Chyba nie chce mi przyłożyć loda do głowy, prawda? Nie miałam siły się sprzeczać, dałam się pociągnąć przez dróżkę. Lekko kręciło mi się w głowie. Przez cały czas mnie podtrzymywał/obejmował, więc zapewne wyglądało to, jabyśmy byli parą.
- Jesteśmy! Poczekaj, usiądź sobie. Jakie lody lubisz? Albo nie, sam wybiorę.
Po chwili przyniósł dwa lody gałkowane, oba waniliowo-truskawkowo-czekoladowe.. chyba.
- Wziąłem te trzy smaki, bo to są trzy podstawowe, tak myślę. Któryś z nich MUSISZ lubić!- powiedział, po czym podał mi loda. Wyciągnął też chłodną butelkę wody i przyłożył mi do głowy..
- Lepiej? - spytał. Był bardzo opiekuńczy.
- Może mi wreszcie powiesz, kim jesteś? Albo chociaż ściągnij ten durny kaptur i okulary, ciepło jest! - powiedziałam. Spojrzał na mnie dziwnie, po czym ściągnął kaptur i okulary. Chwila. skądś go znam. - You are ...
- HARRY STYLEEEEES!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyknęły jakieś dziewczyny.




Noo, jest piątka. Dosyć szybko, ale to dlatego, że szóstkę (jednak nie taką krótką) dodam chyba w niezielę, za co serio przepraszam zaiste niewielkie grono czytelników :c
Postanowiłam również szantażować czytelkinków. TAK! Dokładnie tak, jak autorka bloga http://stupid-dreamss.blogspot.com/ , którą serdecznie pozdrawiam!
A więc - by był następny post, MUSI być conajmniej 3 komentarze :) Tylko mnie za to nie znienawidźcie, proszę :D

3.12.2012

CZTERY.



Złapałyśmy taksówkę. Weszłyśmy do budynku uniwerku i skierowałyśmy się do sekretariatu. Ciągle chodziła mi po głowie myśl: ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO. ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO. ANGLIA..
- Yes ? - Spytała pani z sekretariatu.
ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO.
- Jesteśmy nowymi studentkami.
ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO.
- Of course. Poprosze o wasze dane osobowe..
ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO. ANGLIA. UNIWEREK. NIEBO. ANGLIA. UNIWER..
- Excuse me!
- Oh, sorry. - Odpowiedziałam wybita z rytmu. Po odpowiedzeniu dokładnie na wszystkie pytania, jakie zadała pani sekretarka (nie spytała chyba tylko o to, czy jadamy parówki na śniadanie!) Poprosiłyśmy ją o wspólny pokój. Wybrałyśmy jeden z (tylko!) pięciu dwuosobowych, reszta była dla czterech osób. Zdziwiłyśmy się, gdy zobaczyłyśmy dwa piętrowe łóżka. Mrs. Dreacle ( p. sekretarka ) wyjaśniła nam, że łózka te zostały z kolonii w lato i na razie nie ma potrzeby ich przenosić, jednak pokój jest zbyt mały dla czwórki, więc będziemy mieszkały tu same. "I dobrze"- pomyślałam. Kocham się integrować, gadać z ludźmi, jednak mam dopiero nie całe 17, a Dellie skończone 18 lat. Przyszłyśmy na uniwerek wcześniej.
***
Po szybkimn oprowadzeniu po campusie weszłyśmy z powrotem do pokoju.
-Achhhhhhhhhhhhh! Nowiutkie miejsce. Czas się rozpakować. Chcę mieć jedno CAŁE dwupietrowe łóżko dla siebie, gdyby mi się znudziło spać na dole lub na odwrót, no, lub gdybym miała gościa.- Mrugnęła do mnie przyjaciółka.
- Dobra, spoko.- odpowiedziałam i zabrałam się za rozpakowywanie walizek.
- Co zamierzasz zrobić z wolnym czasem? W końcu jutro rano oficjalne rozpoczęcie roku..
- A co mam robić? Wydaje mi się, że pojedziemy po książki. Ja będę szukała podręczników, a ty flirtowała z przystojnymi sprzedawcami, lub coś w ten deseń. - odparłam z uśmiechem.
"ESEEEMESSS!!" - usłyszałyśmy dźwięk przychodzącej wiadomości do Dellie. Wzięła telefon do ręki, po czym spytała:
- Kiedy wysłałaś mi esemesa i po cholerę!?
- COOOO!? - krzyknęłam. Przyjaciółka podała mi swój telefon.

od : Annabelle:).
treść wiadomości: To Mysterious Annabelle: Jeżeli chcesz spowrotem swój telefon, odpisz. Poszkodowany.

- Że jak? To niemożliwe!- krzyknęłam i natychmiast zaczęłam grzebać w torbie.
- Kto to Poszkodowany? Ach, ten, na którego wpadłaś. Dobra. I jak?
Ku mojej rozpaczy telefonu nie było. Nigdzie. Wzięłam iPhone'a Delllie i odpisałam do niego:
 treść wiadomości : What do you want? Jezeli myślisz, że ci zapłacę za to, że znalazłeś, tol chyba jedynie cukierkiem.

Po pięciu minutach otrzymałyśmy odpowiedź:
treść wiadomości: Relax, girl. Nie chcę żadnej kasy, ale na cukierka bym się skusił. Spotkajmy się, Mysterious Annabelle. Jak daleko jestes od Londynu??

Zeecydowałyśmy, że możemy się z min spotkać, w końcu i tak będziemy jechały do Londynu po książki.
 treść wiadomości: Nie daleko. Pasuje ci jutro o 13 w Hyde Parku ?

treść wiadomości : See you there, Mysterious Annabelle! - odpisał.








Przepraszam, że tak krótko. Postaram się pisać dłuższe, ale jeszcze szósty będzie króciótki. Za to siódemka będzie bardzo długa, więc ją na części podzielę :)

jeszcze raz dziękuję WSZYSTKIM, którzy wchodzą, i jeszcze raz proszę WSZYTKICH o pozostawienie komentarza. + prosiłabym też WSZYSTKICH o rozsyłanie te stronki.

Z góry dziękuję. I przepraszam, że nie ma jeszcze chłopców, ale obiecuję, że niedługo się zjawią:)

3.08.2012

TRZY .


23 września 14:33
Kochany Pamiętniczku!
Właśnie siedzę z Dellie w samolocie!
Yep, I know, it's unbelivable! ~ Tak, wiem,  to niewiadrygodne! Lecimy dopiero od dziesięciu minut, lot się opóźnił. Wciąż widzę przed oczami smutne, stęsknione i zapłakane spojrzenie mamy i pełne otuchy spojrzenie ojca. But don't worry, będę rozmawiała z nimi na skype.
Dellie właśnie je kanapkę. O, nie chwila, odkłada ją. Popija Tymbarka. Odkłada. Patrzy się na mnie. Dziwnie się na mnie patrzy. To parzy. Zagląda do pamiętnika. Odsuwa się. Znów dziwne spojrzenie. Wygląda jak wygłodniały cheetah, który zobaczył gazelę. . Rzuca się na mnie.
lIKFGJABS\;fohsand
Uhh, zostawiła mnie, bo powiedziałam jej, że zaraz przyjdzie stewardessa, ta, która wglądała jak damska wersja Mr. Bean i nas uciszy.
No nic, muszę lecieć i też coś zjeść. I pomyśleć, co zrobimy, jak wysiądziem z samolotu. Jak urządzimy pokoje..
Umierająca z głodu, żegnam cię.
 Ciao!

Wygłodniała rzuciłam się do torby Delilah w poszukiwaniu jej bułek.
-Co ty wyprawiasz!?
-Szukam bułek z lidla!
-A ja co, głodować mam !?
- No juuuuuuuuuuuż. Trzymaj.- podałam jej moje dwie kanapki z Almette. W zamian zabrałam jej 2 bułki, z czego była niespecjalnie zadowolona, ale tak już było od gimnazjum. Ja zjadam jej bułkę z Lidla, a ona moje kanapki Z-nikąd.
Przez cały lot żywnie rozprawiałyśmy o tym, co zrobimy na uniwerku. Nagle rozległ się głos stewardessy:
'UWAGA, UWAGA! OBECNIE JESTEŚMY NA WYSOKOŚCI 7 000 METRÓW.ZA CHWILĘ LĄDUJEMY. PROSZĘ O ZAPIĘCIE PASÓW. ATTENTION, ATTENTION! WE'RE AT THE HIGHT OF 7000 METERS NOW. WE ARE LANDING. PLEASE FASTEN YOUR SEATBELTS'
Spojrzałyśmy po sobie z przyjaciółką, po czym zatkałyśmy uszy. Po wylądowaniu wszyscy zaczęli klaskać pilotowi. Mr. Bean w przebraniu stewardessy ( Dellie upierała się, że nie może to być kobieta i chciała iść po autograf aktora - na co oczywiście nie pozwoliłam)
znów zabrał głos. Tym razem pozwolił odpiąć duszące pasy, podziękował za lot. Właściwie nikt go nie słuchał. Wszysy się szamotali z ubraniami, kocami, torbami. Kiedy wyszłyśmy z samolotu spojrzałam na Delilah.
- Zaczyna się! - Powiedziała, po czym ruszyła po walizki.


***
Ciągnąc za sobą wielką walizę, torbę na kółkach i idąc z przewieszoną przez ramię błękitną torbą próbowałam utrzymać równowagę. Zerknęłam na przyjaciółkę. WOW. Było jej ciężko, ale szła prosto. No tak, miała tylko  dwie torby na kółkach i plecak. Zapewne skakała po nic przez cały ranek, by pomieścić wszystkie rzeczy. Ja to bym...
-AUAAAAAA!- krzyknęłam zdezorientowana, gdy wylądowałam pupą na podłogę, a na mnie poleciały moje walizki. Spojrzałam do góry. Nachylało się nade mną coś w okularach i kapturze. Zapewne przyczyna mojego upadku. Posłałam jemu / jej wściekłe spojrzenie.
- Don't look at me like that! It was your fault, and I am the sufferer, Mysterious Beauty! - odpowiedział nieznajomy. Tak, to zdecydowanie był ON. Jeżeli dobrze zrozumiałam, chodziło mu o to, że to on został poszkodowany.. - Come on! - Wyciągnął rękę. Złapałam ją i podniosłam się. Bardzo.. miękka ręka.
- Thanks. - Odpowiedziałam i zaczęłam z pośpiechem zbierać wszystko, co wypadło mi z torebki. Podniosłam walizki i już chciałam biec, by dogonić Delileh, gdy Tajemniczy zagrodził mi drogę.
- Are you going to leave me now?~Masz zamiar mnie zostawić?
- What do you want me to do? ~Co chcesz, żebym zrobiła?
- Annabelle! Hurry up! ~Annabelle, pospiesz się!- krzyknęła do mnie przyjaciółka.
- Who's that? ~Kto to?
- She's Delilah, my friend. Now I really gotta go. ~To Delilah, moja pryjaciółka. Teraz już serio muszę lecieć.- Znów chciał zastąpić mi drogę, ale tym razem go wyminęłam. Oj, coś nie podobał mi się jego uśmieszek.
- See you again, Mysterious Annabelle! ~Do zobaczenia znów, Tajemnicza Annabelle!- krzyknął za mną.
- I hope we won't. ~Mam nadzieję, że nie.- Odburknęłam i pobiegłam do przyjaciółki.








Jeżeli spodobał Wam się blog, prooooooooooooszę zostawcie komentarz!
Możecie podać mi swojego TT jeśli chcecie wiedzieć o nowych rozdziałach :)
Jak na razie może wydawać się nudne, mam nadzieję że potem się poprawi.
I przepraszam, że taki krótki, ale MUSIAŁAM uciąć w tym miejcu :D
Polecam bloga http://mazeofdreams.blog.onet.pl/ - serio swietny!
W następnym poście będę miała jeszcze kilka propozycji blogów. Zostawiajcie linki do Waszych!
Much love xx

3.04.2012

DWA .



Kiedy tylko dojechaliśmy na parking lotniska natychmiast wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Delilah. Po trzech sygnałach usłyszałam znajome 'Halo?' i straszny szum i gwar.
- Gdzie jesteś?
- Właśnie skaczę na bungee w Egipcie. Gdzie mogę być?! Jedziesz tu, czy może postanowiłaś sprzedać komuś bilet na samolot i leniuchować na chacie? Pamiętaj, że mam miejsce koło ciebie, więc jak sprzedałaś jakiemuś oblechowi..
-Spoko, spoko. Jestem na parkingu. Wchodzę. Gdzie jesteś? Pomachaj mi! Ej, z 10 ludzi macha. Czekaj, czy to ty, tam, z brodą!?
- Anne! Stoję przy stoisku z cuksami i prasą. Oh, widzę cię. Tak, to ja. Macham ci. Halo. Nie rób takiego wytrzeszczu, aż tak strasznie nie wyglądam! No nie stój tak! Rusz dupsko i chodź tu!
Podbiegłam do Dellie w te pędy, złączyłyśmy się w szalonym uścisku, śmiejąc się i krzycząc. Przywitałam się z jej rodzicami i bratem. Rozmawialiśmy o błahostkach, o tym, jakie to głupie rzeczy piszą tabloidy, ile kanapek i z czym zapakowały nam je mamy, oraz z czym wolimy pączki. Nic nadzwyczajnego. Tyle, że każdy z nas się trząsł. No, może nie dosłownie. Tylko po mnie było widać, jak się denerwuję. Tata wziął mnie w mocny uścisk i powiedział "spokoooojnie." Jeżu, jak ja tego nienawidzę. Kiedy ludzie, którzy widzą że się łamię, próbują mi pomóc, zamiast zostawić mnie tam, bym się uspokoiła. ‘ Milcząc dam ci siłę’. Tak chciałabym, aby moi bliscy kierowali się tą zasadą. Niestety. Gorzkie łzy popłynęły mi po policzkach.
„UWAGA, UWAGA! PASAŻEROWIE LOTU NUMER 297 PROSZENI SĄ O UDANIE SIĘ NA ODPRAWĘ! POWTARZAM: PASAŻEROWIE LOTU NUMER 2976 PROSZENI SĄ O UDANIE SIĘ NA ODPRAWĘ!
ATTENTION, ATTENTION! PASSANGERS OF THE FLIGHT NUMBER 297...” – usłyszeliśmy donośny głos kobiety. Wszyscy spojrzeli po sobie. Każdy czuł się inaczej. W oczach Delilah widziałam ekscytację, u jej brata dezorientację, u jej rodziców niechęć, u moich smutek. Ja sama byłam przerażona.
-Anabelluś! Dobrze się czujesz? – zapytał Albert, brat Dellie. Dwanaście par oczu skierowało się w moją stronę.
-Ana, serio, weź jakimś burakiem poliki wysmaruj, bo jesteś biała jak ściana, na samolot cię nie wpuszczą.
-Córuś, a może nie chcesz jechać? Możemy przełożyć lot. Możesz pomieszkać jeszcze z nami, rok czy dwa, możesz tez studiować w Polsce przez ten czas. Za granicę jeszcze zdążysz pojechać.
-Mamo, nawet nie zaczynaj, marzę o studiach w Anglii i przygotowuję się do nich od gimnazjum!
Po raz kolejny usłyszeliśmy wezwanie do odprawy. Podniosłam niebieską torbę.
-Czas ruszać! – powiedziałam. Na więcej stać mnie nie było. Rozryczałabym się jak dziecko. Podeszliśmy do odprawy. Nie wytrzymałam, znów poleciały łzy, jednak tym razem płakała też moja mama i brat Dellie.
-Trzymaj się córuś, pamiętaj, nie rozpuszczaj kasy, kolejną dostaniesz dopiero za pół roku! Szukaj pracy, ucz się pilnie, nie chodź na zabawy, zwłaszcza te z alkoholem..
-Mamo! Mam już osiemnastkę! – Usłyszałam rozmowę przyjaciółki z jej rodzicami. Ja sama rzuciłam się na rodziców, mówiąc do nich przez łzy, jak to strasznie ich kocham, jak mocno będę tęskniła, że będę dzwonić, pisać i porozumiewać się telepatycznie jak tylko często się da, obiecywać, że będę grzeczna, nie będę pić ( nie miałam zamiaru dotrzymywać tego słowa, mimo że byłam rok (w zasadzie prawie dwa-ona urodziła się w styczniu, ja w grudniu) młodsza od Dellie). Oni mówili, jak będą tęsknić, że mam się dobrze odżywiać, dzwonić, uczyć, oraz, oczywiście, że nie muszę jechać.
-Can I see your ticket please? ~Czy mogę zobaczyć pani bilet?– Odezwał się barczysty mężczyzna. Przerażona spojrzałam na mamę, która wyciągnęła bilet i podała mi go. To samo zrobił ojciec Delilah.
Zniecierpliwiony kontroler lekko popchnął nas do wykrywacza metalu i odkładania walizek. Ostatni raz pożegnałyśmy się ze wszystkimi. Odwróciłyśmy się.
Zrobiłyśmy krok.
Nie jakiś tam krok, ale KROK.
KROK.
KROK do cudownej przyszłości.
KROK do studiów w Anglli.
KROK oddzielający nas od rodziców.
KROK w nieznane.








Chłopców jeszcze nie ma, ale już niebawem..
Mam nadzieję, że zbytnio Was tym rozdziałem nie zadnudziłam, i przepraszam, jeśli za krótki :)
Much love xx

3.03.2012

JEDEN .


23 września , godzina 05:50
Drogi pamiętniczku.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Jeeeżu, co za godzina! NIGDY przenigdy tak wcześnie nie wstaję. I tym razem też nie wstałam, bo, cóż, żeby wstać, trzeba w ogóle zasnąć. Nie cierpię nieprzespanych nocy, ale jak tu spać, gdy za kilka godzin czeka mnie spełnienie moich marzeń.
Tak! Właśnie! Jadę na studia do Anglii! W prawdzie zawsze chciałam studiować w Londynie, ale wszystkiego mieć nie można. Z resztą byłam już tam raz, w 1 gimnazjum. A teraz, gdybym zatęskniła za muzeum figur woskowych lub Mikshake City, mogę wsiąść na rower lub złapać taksówkę, w końcu to tylko dwa kimki stąd.

Cóż, o 14 mam samolot, więc wyjeżdżam o 11, bo zanim dojadę do Goleniowa, powlokę za sobą wszystkie walizy, poczekam, aż powlecze je za sobą też Delilah (Tak! Dostałyśmy się na te same studia!), no i bilety, żegnanie z mamą.. Jejciu, jak ja nienawidzę pożegnań! Cóż, będę musiała sobie oszczędzić tuszu do rzęs. Dellie nie ma takich problemów. "Mokre" pożegnania nie są w jej stylu i tyle.

No nic. Muszę spać. Mój budzik zadzwoni za jakieś półtorej godziny, a ja przespałam jedynie 1/3 nocy! Może odeśpię w samolocie.. ? Nie, na bank nie. Będę zbyt podjarana. I Di z resztą też. Będziemy cały lot świergotać o tym, jak będzie wspaniale, jak dużo zajęć opuścimy, bo będziemy na kacu.. A raczej 'jak mało', bo gdy stracimy stypendium to po nas, możemy zbierać na bilet powrotny do Polski, bo na tak drogie studia nas nie stać.

Cóż, idę udawać, że śpię.

Zaspana, żegnam cię.
Ciao !


Bardzo zmęczona zwlokłam się z łóżka, by wyłączyć budzik, a konkretnie dwa budziki. Jeden- wydający niemiłosierne dźwięki przypominające pierdzącego bąka, a drugi- w telefonie, na drugim końcu pokoju, z nagraniem krzyczącego króla Juliana z Madagaskaru, że ma wreszcie podnieść dupsko. Oba drące się w niebogłosy. Po wyłączeniu najgorszego moim zdaniem wynalazku na świecie poszłam do łazienki się umyć. Szybki prysznic, suszenie włosów, makijaż (oczywiście pamiętałam o tym, by nie ruszać tuszu). Jeszcze raz otworzyłam wszystkie możliwe szafki w pokoju upewniając się, czy niczego nie zapomniałam. Oczywiście pomijając fakt, że prawie każdy mebel był pusty. PRAWIE, bo nie mogłam wynieść wszystkiego. Nie mogłam tego zrobić mamie. Już była zrozpaczona tym, że wyjeżdżam. Po stwierdzeniu, że niczego nie zapomniałam, zawołałam tatę, by pomógł znieść mi walizki.
- Dzieńdobry kwiatuszku. Dobrze spałaś?
- O ile przekładanie się z boku na bok z zamkniętymi oczami jęcząc na zmianę z bezustannym sprawdzaniem która jest godzina nazywasz spaniem, to całkiem nieźle.
- Też nie mógłbym spać wiedząc, że czeka mnie tak wielki dzień. Chodź, znieśmy te walizy na dół, mama czeka już z kawą i kanapkami.
- Jeeeeeeeeeeeeny. Ile razy mam powtarzać, że nigdy rano nie jestem na siłach, by jeść kanapki?
- Nie marudź, stara się, wiesz, jak jej ciężko? Z resztą nikomu z nas nie jest łatwo. Ani mnie, ani mamie, ani dziadkom. Przyjaciołom pewnie też nie.- Powiedział ze smutkiem, po czym wziął walizkę w kwiatki i niebieską torbę i znów się uśmiechnął - Czy ty spakowałaś tam cały pokój, razem z meblami, drzwiami i podłogą?









Jest i jedyneczka! Dopiero zaczynam. Rozdziały mam napisane z wyprzedzeniem, więc mam nadzieję, że nie będzie sytuacji, w których będę dodawała posty co dwa miesiące. :')
NA KAZDY KOMENTARZ ODPISUJĘ I ZA KAŻDEGO SERDECZNIE W RĄCZKI CAŁUJĘ ! :D