4.30.2012

DWANAŚCIE .

Kochani, przepraszam, że taki krótki, ale MUSIAŁAM tu skończyć.
Miłej majówki i mam nadzieję, że się Wam spodoba :)



Impreza jest świetna. Jemy, pijemy, śmiejemy się i wygłupiamy. Pojawił się nawet alkohol. Oczywiście pamiętając moją ostatnią przygodę z trunkami, unikałam go jak ognia, czego nie można było powiedzieć o Delilah. Przyjaciółka najwyraźniej polubiła smak wódki, bo nie mogła rozstać się ze swoim kieliszkiem.
Przez całą zabawę Hazza siedział koło mnie, łapał mnie za rękę, raz po raz zapodawał mi buziaka w policzek. Party dobiegało końca.
- My się już chyba zwijamy, co, kochanie?- Donyia spytała Jace'a.
- Co!? Jak macie zamiar wrócić, co? Ty nie masz prawka, a polski blondasek jest ostro najebany! Nigdzie nie jedziesz, śpisz tutaj! Przygotuję wam OSOBNE pokoje. - denerwował się Zayn.
- Ej, wyluzuj! Nie jestem tak pierdolnięty by jechać po kielichu, weźmiemy taksówkę. - bronił się Jace.
- Właśnie. A jutro wpadniemy do Was ok. 15, zrobię Wam obiad, bo chyba tylko ja i Anne nie piłyśmy. Wtedy zabierzemy auto.- dodała Don, po czym razem z Jacem porzegnali się ze wszystkimi i wyszli.
Lou spojrzał na zegarek.
-Ej, może faktycznie czas kłaść się spać, bo nawet na tą 15 nie wstaniemy, a wiecie, jak Donyia zajebiście gotuje.- zauważył Lou, po czym poszedł na górę.
- Dobranoc dzieci!- krzyknął Liam i też poszedł do swojego pokoju. Za nim podążyli też Zayn, Dellie i Hazza. Lokers jednak zatrzymał się na schodach i powiedział do mnie:
- Idziesz do mnie? Mam megawygodne dwuosobowe łóżko!- wyszczerzył się zawadiacko.
- Okej, tylko naleję nam soku i idę. Ty w tym czasie ogarnij tam, bo pewnie jak będę szła to zabiję się o ten syf!- zaśmiałam się. Chłopak zadowolony poszedł na górę, a ja udałam się do kuchni, biorąc karton soku. Zgłodniałam, postanowiłam więc zrobić sobie kanapki. W chuj z dietą, "nie jeść na noc", żryć mi się chce! Usiadłam na fotelu i już chciałam wsadzić sobie chleb do buzi, gdy odezwało się coś z kanapy. Nialler, przykryty kocem, mruknął do mnie:
-Wyjdź.
Przestraszyłam się cholernie, wcześniej go nie zauważyłam. Upuściłam talerz, który się stłókł.
-Znowu syfisz, ciamarajdo.
Wkurzyłam się. Nie jestem za robieniem awantur, wiec usiadłam na brzegu kanapy i spytałam blondyna:
- Czemu taki jesteś?
-Spierdalaj.
-Niall!
-Nie zachowuj się, jakbyś nie wiedziała. Już ci powiedziałem po imprezie. Zraniłaś mnie. Teraz ci się odpłacam.
-Ale..
-Nie ma żadnego pierdolonego "ale". Kochałem cię, a ty tak bezczelnie wyjechałaś, nie porzegnałaś się, a potem widziałem, jak na fejsie Pieter do ciebie pisał, że tęsknił, że cię kocha, że nigdy nie pozwoli wyjechać, ale że cieszy się, że przez cały czas utrzymywaliście kontakt. I milion serduszek. I myslisz, że jak byliśmy razem, przez 6 kalse, i potem 1 i 2 gimnazjum, to nie przeglądałem twojego telefonu? Dawałaś mi go, pamiętasz, bo miałaś takie fajne gry. Raz, kiedy ty jeszcze chodziłaś na gimnastykę, a ja siedziałem i patrzyłem, jak zajebiście się ruszasz, dostałaś SMSa. Pomyślałem "a co tam, pewnie jej mama znów pyta, czy trening się przedłuży." Mimo, że wiedziała, że on nigdy się nie przedłuża. Wiedziała, że chodzisz do mnie. Ale lubiła mnie, więc udawała, że nie wie. I wiesz, otworzyłem tego SMSa. Nie pisała do ciebie mama. Autorem megadługiej wiadomości był  "PIOTRUŚ<3". Pamiętam, co było w tym SMSie. 
"Jak u ciebie, kochana? Ja właśnie przygotowuję prezenty na święta, kolejne, na których cię nie będzie. :( Mam nadzieję, że kolejna zawieszka do bransoletki dojdzie na czas. Obiecujesz, że znów pogadamy na skype? Wiem,że w wigilię jest u ciebie ten kolega, Niall, więc może 25.12? Kocham i tesknie!"
Okłamywałaś mnie. Nie dość, że miałaś chłopaka, tam, w Polsce, to jeszcze tak mnie oszukałaś. A ta bransoletka, wiesz, pytałem cię kiedyś o nią. Przy każdej ważnej okazji, urodzinach, świętach, przychodziła kolejna zawieszka. Mówiłaś, że to od babci. Podejrzewałam, że nie wybierałaby ci nic tak ślicznego. Wiesz, jak to cholernie bolało? Ale nic ci nie powiedziałem. Co jakiś czas czytałem te SMSy od niego, miałem nadzieję, że w końcu się z nim rozstaniesz, powiesz mu o nas, albo chociaż powiesz mi o nim. Ale nie. Po miesiącu ty wyjechałaś. Powiedziałaś, że babcia choruje. Gówno prawda. Wróciłaś dla niego.
-Niall..
-Nie tłumacz się. Powiedz mi tylko, czy ty mnie kiedykolwiek kochałaś? Odpowiedz szczerze, niczego już nie zmienisz. Powiedz. Kochałaś, choć przez chwilę?
- Niall, ja..- spojrzałam blodnynowi w oczy. Wydawały się być puste, wyprane z jakichkolwiek emocji, jednak znałam go zbyt długo, by pójść na tę ściemę. Dojrzałam w tych pięknych, błękitnych paczadełkach jedną, niewielką iskierkę nadziei. "Koniec"-powiedziałam sobie. "Dość kłamania. Czas powiedzieć mu prawdę." Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. A za nią następna i kolejna..
- Niall, to trudne, ale.. Niall, ja cię nie kochałam.

4.24.2012

JEDENAŚCIE .

BADUMTSSSSSSS! Jedenaście napisane. 
Chcę tylko życzyć szczęścia wszystkim, którzy piszą testy we wtorek, środę i czwartek. 
GOOD LUCK! ♣
Mam nadzieję, że dopisze Wam 'Irlandzkie Szczęście'





" ESEMEEEEEEES!!!!!!! "
Co? Jak? Którędy?
Przecież nie brałam ze sobą telefonu do celi.
Podniosłam się na obolałych łokciach. Lekko oślepiło mnie światło słoneczne, wpadające zza błękitnych zasłon. Uśmechnęłam się sama do siebie. "Jak miło"- pomyśłam.
Ale chwila. Co robią zasłony kupione przez Delilah w więzieniu?! Otworzyłam szerzej oczy, "zakrywając słońce" dłonią i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój pokój. Mój i Dellie. W akademiku. Ale jak? Ale co? Czyżby ktoś wpłacił kaucję i wyniósł mnie, kiedy smacznie spałam? A może to sen? Albo spałam przez 100 lat, jak ta dziewczyna z bajki, a w tym czasie skończył mi się wyrok i odesłali mnie tutaj? TAK. To byłoby całkiem prawdopodobne..
"ESEMEEEEEES!!!!"- po raz kolejny usłyszałam stłumiony krzyk. Wyciągnęłam spod puchowej, jeszcze ciepłej poduszki mój różowy iPhone.
Od: +44156987253
Treść wiadomości: Dzieńdobry księżniczko! Ptaszki już świecą i słonko śpiewa.. Czy jakoś tak. Co u Ciebie? Harry.


TAK. TERAZ TO Z PEWNOŚCIĄ RZECZYWISTOŚĆ.
A więc jednak śniłam o Niallu. Szkoda, że był to koszmar.


Zadzwoniłam do Harrego.
Piiiiiiiiiiiiiiiiiip. Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip. Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip. Piiiiiiiiiiiii.. 
-HALO?
- No, hej. OBUDZIŁEŚ MNIE PSYCHOLU, ZA CO CI SIĘ SROGO ODPŁACĘ!
- Przepraszam, tylko proszę, nie mścij się! Nie przeżyję tego!- zaczął się bezczelnie śmiać.- Słuchaj, sprawa jest taka. Przyjdźcie do nas dziś wieczorem, znaczy ty, Laila, Jace i Donyia, tak koło ósmej. wybierzemy się na obchód. Ale będzie super! Możecie wziąć pidżamy, bo wrócimy późno.
- Co ? Jaki obchód? Tak czy owak, nie możemy się spotkać.
- Czemu?
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale cała nasza czwórka się uczy! Po to tu przyjechaliśmy! Ja- żeby studiować fotografię, Delilah- medycynę, a Jace i Donyiah- prawo. Dziś jest niedziela. Nie wyśpimy się do szkoły!
Nagle ktoś wyrwał mi telefon. To Dellie. Najwyraźniej stała od jakiegoś czasu i podsłuchiwała moją rozmowę, bo była totalnie zaznajomiona w temacie.
- Harreh? Tu Laila.  Będziemy. Gdzieś około czwartej. Tak, tak, gotowe. Jak tam chcesz.. Filmy? A nie będziemy się bać? Haha, no dobra. To my załatwimy masę popcornu i żelki. Co? Jakie marchewki? Ok, wstąpię do warzywniaka. Myślę, że Jace i Donyia wezmą picie. Dobra, powiem o soku z marchewek. Powiedz Niallowi, żeby nie darł ryja, bo nie wstąpimy do Nandos. Dobra, czekaj.. AŁ! Annabelle, zostaw telefon! AŁ! Harreh, złotko, kończę, bo właśnie mnie atakują. Ok, to pa. Tak, przekażę, na pewno. Paaaaaa!
Rozłączyła się i oddała mi telefon.
- Oszalałaś? Przecież szkoła..
- Dziś Halloween! WOLNE! A jutro jakiśtam apel i wykład dla chętnych. Nie, nie patrz tak na mnie. Nie jesteś chętna. Chodź, trzeba powiedzieć Jace'owi i Donyia.


--


Weszłyśmy do pokoju Jace'a bez pukania. Ujrzałyśmy, jak czule przytula Donyia. Jednak na dźwięk otwieranych drzwi para natychmiast od siebie odskoczyła.
-Hahahahhahahahahahhaha.- wybuchnęła śmiechem Dellie.
-Z czego ryjesz?- spytał wkurzony Jace.
- Z ciebie, przydupasie, haha. Zawsze jak się ciebie na złym uczynku złapie, to buraka spalasz, ot co!
-Jak cię dorwę, to nogi z dupy powyrywam!- wykrzyknął, po czym zaczął gonić przyjaciółkę.
-SPOKÓJ!- wydarła się Donyia. - O tym pogadamy potem. Co chcecie?
- Jest impreza! - krzyknęła Dellie. - U pięciu chłopaków, podobno zajebistych, oficjalnie znanych jako One Direction, prywatnie jednak, jako Fantastic Five lub Piątka Zajebistych.
-Halloweenowe pidżama party, wiem, kochany braciszek Zayn mi pisał. Super, nie?
- Ale nawet strojów nie mamy, a w wypożyczalniach na bank pozostawały już tylko zapleśniałe gacie supermena, przepocona maska spidermana i popruty pas batmana. Nie chcę być Superspiderobatmanem!- przejęłam się.
- Anne , zawsze możesz owinąć się papierem kiblowym! - wykrzyknął zadowolony Jace.
- A ty, maszkaro, nawet przebierać się nie musisz.- odparłam i wystawiłam mu język.
-Ja pierdole, gorzej, niż przedszkole. Myślałam, że odpocznę od tego, ale nie! Jak nie piątka debili, to trójka psychopatów! Świetnie! Już wiem, czemu się tak z chłopcami dogadujecie, identyczny poziom inteligencjii!
-Jaki?- spytał Jace, udając minę zbitego psa.
- ZERO? - spytała Dellie.
- Nie kurwa, minus sto osiemdziesiąt pięć i pół! Koniec tego, do roboty, musimy być tam na 15:30!
Po dwuch godzinach pindrzenia byliśmy gotowi. Plus pół godziny na krzątanie, pół na jedzenie, pół na spakowanie piżam, szczoteczek itepe, kolejne pół na ostatnie poprawki makijażu i drogę. Jesteśmy punktualnie.
-OTWORZĘ!- usłyszelismy krzyk zza drzwi. Po pięciu minutach (dopiero!) otworzył nam Lou.
-Co tak długo?
-Wiecie, miziałem się właśnie z Hazzą, ale przeszkodziliście więc postanowiłem otworzyć. Tyle, że przechodząc przez kuchnię, zobaczyłem JĄ! Piękna, smukła, ah! Miała na imię Elizabeth..
-Miała?
-Umarła.Ale jest szczęścliwa, jestem pewien.
- Nic nie kapuję. Jest w niebie?- spytałam.
-Nie, głupolku.- Louis poczochrał mi włosy. Delilah, która mnie czesała, posłała mu mordercze spojrzenie. - W moim żołądeczku!
- Lou, znów nazywasz marchewki?- zagadnęła Lou'iego Donyia, po czym wszyscy weszliśmy. W salonie siedzieli już Harry, Liam i Zayn.
Lokers - z szarymi, szpiczastymi uszami, wielką kropą na nosie, kilku krechach na polikach i paskiem od szlafroka w dupie zapewne udawał kota.
Liam przebrany był za supermana, a Zayn za lekarza. Natomiast biegający naokoło Lou- uwaga uwaga tu was na milion procent zaskoczę - za marchew. 
-Wyglądacie super!- krzyknęłam, oglądając jeszcze raz stroje chłopaków.
- Wy też, serio, wow.- odpowiedzieli. Tym razem nie były to przesadne komplementy "z grzeczności".
Dellie- ubrana w szpilki, czarne rajstopy, krótkie, ciemne szorty, czarną, obcisłą bluzkę na ramiączkach i czarnym paskiem od szlafroku w dupie robiła za Kobietę Kot.
Doinyia i Jace mieli na sobie takie same fioletowe peleryny i trzymali badyle w ręku. Harry i Hermiona.
Natomiast ja byłam wampirzycą. Miałam krótką, czarną sukienkę, czerwone kabaretki (rodzaj rajstop) i czarne, wysokie szpilki. Na zęby wsadziłam sztuczne kły, a usta pomalowałam krwistoczerwoną szminką.
Hazza podbiegł do mnie.
-Taaaaaaaakiej wampirzycy to nawet dałbym się ugryźć! - powiedział, charakterystycznie ruszając brwiami.
-Powróć na jawę, Styles!- odparłam, śmiejąc się.
-Idziemy?
-A gdzie Nialler?- spytała Donyia.
-Dołączy do nas potem, jest u kuzynki.- powiedział Lou, tym razem konsumując Marię.
-Ok, to idziemy po cuksy!- krzyknął Liam, po czym zaczął wyganiać nas z domu.


Chodziliśmy tak od domu do domu dobre półtorej godziny. Cuksów wciąż przybywało, ludzie byli zachwyceni naszym wyglądem, ale niestety głodomor Hazza wyżerał odrazu wszystko, co wsadzili mu do torby. 
W pewnym momencie usłyszelśmy krzyk :"Poczekaaaaaaaaaaaaaajcie!". Wszyscy odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał znajomy głos. Ku nam biegł Nialler, wpierniczający wielkiego likaza-dynię. Był przebrany za.. wampira, tak, jak ja. Posłał mi zdziwione spojrzenie. Gapił się tak, aż Hazza podbiegł do niego, zaczął się płaszczyć pod jego chudymi irlandzkimi nogami i drzeć ryja:
-Niallerku mój ty, jesteś seksowniejszy niż Annabelle! Mój instynkt geja wygrał, to ciebie pożądam! To tobie dam się ugryźć! Masz, proszę! Bądźmy jak Edward i Bella, Nialler, chcę być w filmie, moja seksowna dupcio, gryź wreszcie! Przeżyję ten ból! Poboli tylko sekundkę! Potem sama rozkosz! JA to wiem! No nie bój się, kochany! Dawaj! Gryziesz? - podczas całej tej serenady Nialler gapił się to na Hazzę, to na nas, kompletnie osłupiały i rozbawiony.
-GRYŹ! - błagał Loczek. Nialler nachylił się nad chłopakiem, otwierając buzię. W tym momencie Harry stchórzył:
-Dobra, nie, nie, zostaw mnie, ja chcę żyć! To na pewno będzie bolało! Zostaw mnie, ty potworze! Lou, ratuj mnie! POMOCY, WAMPIR MNIE NAPADŁ!- krzyczał i zaczął biegać w kółko. "Farbowany wampir" wzrószył ramionami i poszedł do następnego domu. Loczek podbiegł do mnie, złapał czule za rękę, spojrzał mi w oczy, po czym bezczelnie pociągnął za Niallem, drąc się, żebym się pośpieszyła, bo zgarną nam wszytskie cuksy.
Chłopcy, widząc nasze połączone dłonie, posyłali nam ciepłe uśmiechy. Lou odważył się nawet na charakterystyczny ruch brwiami i lekkiego kuksańca w bok Harrego. Natomiast Irlandzka cześć zespołu jedynie się skrzywiła i dalej udawała, że niczego nie widzi.
Szwędaliśmy się tak jakiś czas, aż dotarliśmy do pomarańczowego domku z białymi, koronkowymi firankami w każdym oknie. Drzwi otworzyła nam niska staruszka z wielkimi okularami na nosie . Zmierzyła nas wzrokiem, po czym powiedziała z uśmiechem:
- Oooh, jaka śliczna młodzież! Dwaj czarodzieje, i jeszcze się za rączkę trzymają, o proszę, jeszcze doktór, o właśnie, muszę iść do doktora bo mi ostatnio w biodrze skrzypi.. I jeszcze kotek, i pani kocica, i wampiry.. Ale zaraz, dlaczego wampiry nie są razem?! Krwiopijcy powinni trzymać się razem! No już, proszę złapać się za rączki, bo cukierków nie będzie!
W tym momencie spojrzenia moje i Nialla spotkały się.
Harry ścisnął moją rękę i szepnął "idź".
Spojrzałam a niego pytająco. "No idź, serio, chcę te cukierki" - powiedział, po czym lekko popchnął mnie w stronę blondyna.
-Wspaniaaaale, no, dziecino, a teraz ucałuj chłopaczka w policzek, a UcałUUJ. Aparat, gdzie mój aparat? Oh, jest. No już, chyba, że cukierków nie chcecie.
Niall lekko skinął głową, jednak ani razu nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Wpatrywał się gdzieś w dal, kiedy ja, z cholernie mocno bijącym sercem, składałam ja nego miękkim policzku delikatny pocałunek.
Starsza kobieta obdarowała nas ogromną ilością słodyczy.
Kolejny punkt do listy zadań:
 *umówić całą bandę do dentysty. I lekaża od bólów brzucha. * 
Dopiero kiedy odeszliśmy od pomarańczowego domu zerknęłam na Harrego. Miał zaciętą minę, a w jego spojrzeniu, które posyłał plecom niczego nieświadomego Nialla, kryły się strzały. Natomiast kiedy Lokers pochwycił mój wzrok, jego twarz od razu nabrała rumianych kolorów, a kąciki pięknych ust uniosły się do góry. Hazza podbiegł do mnie, wziął na ręcę, momentalnie rozdzielając połączone jeszcze dłonie moje i Nialla, i odbiegł od bandy z 7 metrów, krzycząc "moja!". Całe towarzyastwo (oczywiście prócz NANDOS.LOVER) wpatrywało się w nas z rozbawieniem, dopingując osiemnastolatkowi. Chłopak pochylił mnie lekko do tyłu, otwierając buzię. Gdyby to nie był ZgrywusHarry, miałabym wrażenie, że zaraz zrobi coś niestosownego.
- Wiesz, nie tylko wampiry mają kły!- powiedział dość głośno.
-Hazza, ty kawalarzu!- krzyknęłam do niego. On ciągle robił sobie jaja. Jednak ku mojemu zdziwieniu Lokers zamiast ugryżć mnie w szyję, pocałował mnie. Nie był to zwykły pocałunek. Chłopak wpił się we mnei ustami mocno, i tak też całował, jakby był to nasz ostatni pocałunek, jakbym miała zaraz mu uciec, nie pozwalajac nigdy więcej się dotknąc. Mimo swojego zaskoczenia posunięciem Harrego, nie oderwałam się od niego. Całował zajebiscie, to trzeba mu przyznać. Chłopak chyba odebrał brak protestów z mojej strony jako zachętę, bo podniósł mnie do pionu i w normalnej już pozycji kontynuował pocałunek.
Ze strony naszej paczki dobiegały chichoty, gwizdy i klaskania. Hazza oderwał się wreszcie ode mnie, po czym objął mnie ramieniem i dumny jak paw pomaszerował ze mną w stronę naszych przyjaciół. Co dziwne, w paczce ubyło jednej osoby.
- Gdzie Nialler?- spytałam Lou, który właśnie posyłał jakieś tajemnicze znaki do Hazzy.
- Powiedział, że mu niedobrze. Ale spokojnie, on tak na każde Halloween. Za to po drodze kupi pizze i resztę rzeczy na imprezę. Może my też się zwijajmy, cuksy nam się wysypują z toreb.

4.18.2012

DZIESIĘĆ.

Na początku chciałam tylko BARDZO PODZIĘKOWAĆ za przemiłe komentarze i opnad 600 wejść, jesteście wspaniali:)





Na dworze lało, była okopna burza. Zwlokłam sięz łóżka. Wszystko mnie bolało. Podeszłam do biórka, na którym leżał stos papierów. 
Niemożliwe.
Nieodrobione zadania? Zrobiłam wszystko przed imprezą! Leżały tu też moje sprawdziany. Wyniki semestralne( WTF? Jest październik, do cholery! ). Oceny z prac długoterminowych, projektów. Same dwóje.
CO JEST!?
Muszę iść do wykładowcy. Rozgrzebałam papiery w poszukiwaniu mojej legitki. Wypadła z nich śliczna, kremowa koperta z konturami dwuch gołąbków. Było napisane na niej moje nazwisko, pięknymi, zakręconymi literami. Z zaciekawieniem ją otworzyłam i wyjęłam zawartość. Spojrzałam na kartkę, po czym zamarłam.






Paricia Fellar
i
Niall Horan

w imieniu Rodziców i własnym
z radością zapraszają Sz. P. na swój Ślub,
który odbędzie się dnia 13 października br. roku
o godzinie 11.00 w Temple Church w Londynie.

Nie. Nie, nie, nie, nie, NIE! To nie może się dziać. NIE! Spojrzałam na zegarek. 10:00. Natychmiast wybiegłam z domu. Dopiero po pięciu minutach zorientowałam się, że jestem w koszuli nocnej. Nie ważne. Muszę biec. Muszę się tam dostać. Stanęłam na przystanku i czekałam. Nie mogłam tam pójść na piechotę, to za daleko, w dodatku lało, a ja byłam w samych kapciach. Jeździ tu dużo aut. Czekałam. W pośpiechu nie wzięłam zegraka. Tak samo jak i ubrań, płaszcza, czapki, szalika, parasola, butów. I mózgu.
Nie ważne. Minęła chyba godzina. Może dłużej. Stwierdziłam, że pojadę autostopem. Podeszłam do ulicy, wystawiłam kciuk. Rozejrzałam się po ulicy. To niemożliwe. Przed chwilą prawie był tu korek, a teraz nic nie jeździ, nawet odległego pisku opon, dzwięku silnika czy klaksonów. Jedynie krople deszczu stukające o chodnik. Nagle zobaczyłam w oddali coś białego. TAK! ŚWIATŁO! Wyszłam dalej na ulicę. Zaczęłam machać do kierowcy. Tak lało, że może mnie nie widzieć. Wyszłam na sam środek jego pasa. Zaczęłam machać, skakać. Nic. Tak, jakby mnie nie było.
Auto zmierzało w moją stronę.
100 metrów. 80 metrów. 60 metrów. 40 metrów. 20 metrów.
W ostatniej chwili kierowca dojrzał mnie. Odskoczyłam trochę na bok. Auto chlusnęło na mnie wodą. Prowadzący auto zjechał na przeciwny pas. HUK. BUM. STUK. Co? Odgarnęłam mokre włosy z oczu. Zobaczyłam, jak wściekła kobieta próbuje się wydostać ze stratowanego mercedesa, który zderzył się z laborghini jakiegoś faceta. Chyba nikomu nic się nie stało. Obydwoje kierowców spojrzało w moją stronę. Dopiero do mnie dotarło. Spowodowałam wypadek. Nie wiedziałam, co robić. Spanikowałam. Uciekłam.
Biegłam tak bardzo spory kawałek. Dotarłam do kościoła. Było tam pusto. Spojrzałam na kościelny zegar, była 13:00 . Chwila. Czy to klaksony? TAK! Na pewno klaksony! Spojrzałam na drogę. Ujrzałam oddalający się rządek aut. NARESZCIE! Znów biegłam. Deszcz nie przestawał padać. Po drodze potrąciłam trzynastu przechodniów. Wpadłam na coś, jednak tylko lekko się zachwiałam. Natomiast czarny kocur, na którego wpadłam, nie czuł się najlepiej. Powoli podniósł się. Nachyliłam się do niego. Chciałam wziąć go na ręce, ale zwierzę rzuciło się na mnie z pazurami. Podniosłam się, krzycząc. Biegłam dalej. Uporczywy kot kawałek biegł za mną, wczepiając się w moje gołe łydki, kiedy tylko miał okazję. Odpierniczył się. Uff. Wciąż podążałam za wolno posuwającymi się autami w oddali. Zobaczyłam skrzyżowanie. BUM. Leżę na ziemi. W błocie. Mam nadzieję, że to błoto. OBY. Wstałam. Rozdarte kolano. Spojrzałam na ulicę. Nie. Zniknęli mi z oczu. NIE!
Chwilę. Jedyną restauracją tu jest.. WIEM! WIEM, GDZIE JADĄ! Wciąż biegłam. Skąd u mnie tyle siły? Dotarłam.
Niall ze swoją śweżo upieczoną żoneczką właśnie dziękowali gościom za życzenia i wręczane prezenty. Przepchnęłam się na środek i rzuciłam się na Patricię. Biłam, drapałam i szarpałam na oślep. Nagle czyjeś silne ramiona podniosły mnie. Ujrzałam za mną zaniepokojonego młodego księdza. Jace? Miałeś się ożenić z Donyia! Tak nie może być!
- TY! - krzyknęłam. - To ty udzieliłeś im ślubu! ZDRAJCA!- zaczęłam się szarpać, ale najwyraźniej chłopak był na to przygotowany, bo ani nie drgnął. Odciągnął mnie jedynie od panny młodej w (teraz już) brązowej sukni ślubnej. Niall patrzył na mnie ze smutkiem w oczach. " Jak mogłeś?" - szepnęłam. Chłopak udał, że nie słyszał. Uśmiechnął się do mnie ciepło, lecz jego spojrzenie wciąż było pełne współczucia.
- Wybaczcie mi, kochani. - Niall zwrócił się do gości. - To moja stara przyjaciółka. Jest psychicznie chora. Ale czy to znaczy, że musimy ją wykluczać z towarzystwa? Spotkaliśmy się, by uczcić moją miłość do Patricii. Niech więc ten dzień będzie dla każdego tak piękny, jak dla nas. Okażmy Annabelle trochę empatii i miłości, nie została chora z wyboru. - Goście zaczęli przytakiwać. Niektórzy posłali mi dziwne spojrzenia. No tak, spojrzenie nr 15-"Będę miły, bo on mi każe. A więc- tak mi przykro. Ale wiesz, nie obrazisz się, jeśli wybuchbę śmiechem? Jesteś taka zabawna, a scenki które odstawiasz powinny dotrzeć do szerszej publiczności. "
Jace zaprowadził mnie do środka restauracji. Siedziałam na samym końcu stołu. Po chwili większość wyszła na zewnątrz, bo zaczęło świecić słońce. Również chciałam pójść, ale podszedł do mnie jakiś mężczyzna. "Pani proszona jest o niewychodzenie z sali."- powiedział, po czym udał się za bar.
Nie mam przyjaciół. Jace? - odpada. Niall - odpada. Delilah- co się w ogóle z nią dzieje? Chwila. Harry! Przecież ostatnio powiedział, że mnie bardzo lubi!
Zaczęłam się rozglądać za lokowatym chłopakiem. Nigdzie go nie było. Zrezygnowana ruszyłam do toalety. Pod ścianą stała jakaś całująca się para. Całująca. To mało powiedziane. Ona siedziała u niego na biodrach, plecami opierając się o ścianę. Jedną rękę miała w jego ciemnych włosach, drugą na jego policzku. On jedną ręką podtrzymywał ją za pupę, by nie spadła, drugą sięgał do jej dekoltu.
Mignęły mi krótkie blond włosy. Znajome, niebieskie oczy.
- DELILAH!?
- Aaaarh, Harry, kocie. Spokój. - mruczała. - Tak?- odwróciła się w moją stronę, po czym zamarła.
- No co jest, tygrysico? - zapytał gardłowym głosem chłopak, po czym skierował wzrok w tą samą stronę, co dziewczyna. - Anne, poczekaj. To nie tak, ja tylko..
- ZAMKNIJ RYJ!- krzyknęłam. Rzuciłam się na niego, ciągnąc za włosy. Podbiegła do mnie Dellie, próbując odciągnąć mnie od chłopaka. Natychmiast ją odepchnęłam. Dziewczyna wylądowała na ziemi, jęcząc. Długo nie mocowałam się z Harrym. Jest wysoki i silny. Zablokował mi ręce, po czym wyprowadził na zewnątrz budynku tylnymi drzwiami, gdzie czekał wóz policyjny..
***
Siedzę w celi. Sama. Nikogo nie ma ani w mojej celi, ani w żadnej innej. Jestem zatrzymana na dwa dni w areszcie, potem odbędzie się rozprawa sądowa. Na pewno jej nie wygram. Zarzucają mi spowodowanie wypadku, napaść na cztery osoby ( Patricię, Delilah, Harrego i Jace'a ), powodowanie zamieszek, i jeszcze inne rzeczy, które mam w dupie.
- Telefon do pani. - powiedział brodaty policjant na warcie.
-Halo?
- Dzieńdobry. Tutaj Mrs. Druegon, sekretarka z uniwersytetu. Bardzo mi przykro to mówić, ale ze względu na oceny, niezdane egzaminy i ostatnie wydarzenia, napaści i  zamieszki dziekan jest zmuszony wydalić pannę ze szkoły.
- Ale..
- Rzeczy może pani odebrać w przyszły poniedziałek. Miłego dnia. - rozłączyła się.
"Miłego dnia"- też mi coś.
Położyłam się na niewygodnej, błękitnej leżance i przymknęłam oczy.






AHEM, Jeszcze raz proszę o komentarze :) wiem, że stać Was choćby na 3, a jak nei będzie trzech, nie będzie nowego. A MAM TAAAAAAAAAKIE PLANY, że wiem już jak się blog skończy :O ale do tego jeszcze daleko, spokojnie:)

4.10.2012

DZIEWIĘĆ .


KOCHANI! Chciałam Was baaardzo bardzo mocno przeprosić, że nie spełniłam obietnicy i nie dodałam rozdziału cztery dni temu, ale najpierw miałam wypadek samochodowy, więc jeden dzień odpadł, a potem były święta i zabrano mi komputer.
MOJA KOCHANA MAMA I JEJ KARY SĄ NIEOBLICZALNE :D
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba.
BARDZO SIĘ CIESZĘ, że komentujecie, to dużo znaczy <3
Chciałam też BARDZO PODZIĘKOWAĆ kochanym autorkom świetnych blogów, z którymi mam zaszczyt się komunikować, za pomoc w napisaniu niektórych części tego rozdziału.
oraz
Bez nich ten rozdział byłby beznadziejny, jeszcze raz MASSIVE THANKS, DZIEWCZYNY!
Już Was nie nudzę. Miłego czytania, Kochani! xx







Gdzie jestem? - pomyślałam po przebudzeniu. Leżę na fioletowej kanapie. Ktoś przykrył mnie białą kołdrą. To chyba salon, jest stolik, fotele, TV. Wszystko wydaje się być takie.. drogie. No jasne. Poprzednia noc. To dlatego tak cholernie boli mnie głowa. Na pewno ten chłopak, który mnie wynosił, zabił mnie, jestem teraz w niebie. Zaraz powinna przyjść jakaś święta pani z piórkami i powiedzieć, że w nagrodę za to, że pomagałam ludziom z hospicjum i wyprowadzałam psy ze schroniska, na życie wieczne dostaję ekstrawagancki apartament. DZIĘKI! Ale gdybym była w niebie, chyba nie napierniczałaby mnie bania?
Podniosłam się. Zachwiałam się i upadłam, lądując tyłkiem na ziemi.
IT DEFINATELLY ISN'T HEAVEN.
TO Z PEWNOŚCIĄ NIE JEST NIEBO.
Dopiero teraz ujrzałam chłopaka siedzącego na fotelu przeciwko. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Obudziła się księżniczka.- prychnął.
- Jesteś niemiły.- mruknęłam. Było mi zimno i cholernie bolała mnie głowa. Opatuliłam się kocem i usiadłam w róg rozłożonej kanapy.- O co ci chodzi?
- Jesteś śmieszna. O co mi chodzi? Jak tak można, jak tak można zrobić z siebie takie totalne pośmiewisko i upodlić się do tego stopnia. Od początku miałem o tobie nienajlepsze zdanie, miałem jednak nadzieję, że się zmieniłaś. Ale tym wieczorem, no cóż, pojechałaś po bandzie, kochanie. Na prawdę, niczego cię w życiu nie nauczyli? Pierwszy raz, pierwszy raz dostałaś do rączki piwo? Hah, więc tak to się teraz robi. Wiesz, cieszę się, że nie jestem na twoim miejscu, bo już dawno zbierałbym manatki i uciekał z miasta ze wstydu.
-Ale o co ci chodzi? - spytałam zdziwiona. Ten chłopak ledwo mnie zna!- Dlaczego mnie tak nie lubisz!?
Łzy zaczęły ciec mi po policzkach.
- Płacz sobie, to nic nie da. Nie wstyd ci? No tak, księżniczkom jak ty nigdy nie jest wstyd. Robią, co chcą, zachowują się, jak chcą. Potem potulnie przepraszają i wszyscy zapominają. Dlatego nie lubię takich ksieżniczek jak ty. Ja nie zapominam. Na czole masz wytatuowane "WSZYSTKO MI WOLNO, WIELBCIE MNIE, BO JESTEM TAKA ZAJEBISTA." Tyle, że wiesz, przede mną nie musisz udawać. Przecież się znamy, odrazu cię poznałem.
-CO?
- Nie pamiętasz mnie? Ah, no tak. Dlaczego taka wspaniała Annabelle, która przyjeżdża sobie do Mullingar na trzy lata, chodzi ze mną do 6 klasy podstawówki, potem do gimnazjum, najpierw udaje, że mnie kocha, potem upokarza, ma pamiętać Nialla Horana?
Kogo? CHWILA.
- Niall? Niall Horan?- szepnęłam. Drżałam, gdy wypowiadałam to imię. Jak za każdym razem. Przypomniałam sobie. Słodki blondasek. Jak mogłam go nie poznać? No ale tak, zachlana bania robi swoje. N-I-A-L-L. To jego imię do końca gimnnazjum pisałam wszędzie. Nawet po powrocie do Polski. Tył zeszytu. Ręce. Wszelkie notatki, kartki. Za każdym razem nad literą I w jego imieniu widniało idealnie wypełnione atramentem serduszko. Kochałam go. Tyle, że głupie, dwunastoletnie dziecko nie umie normalnie okazać miłości. Dlatego naśmiewałam się z niego. Moje rozmarzone, ukradkowe spojrzenia na lekcjach odbierał jako groźbę. Bezustannie szukałam go później na portalach społecznościowych, bezskutecznie zapraszałam do znajomych, prosiłam o follow. Nienawidził mnie. Po jakimś czasie myślałam, że moje uczucie wygasło, ale gdy teraz go zobaczyłam, przypomniałam go sobie, zorientowałam się, że byłam w głębokim błędzie. Ja go nie kochaŁAM. Ja go KOCHAM.
- Tak, złotko. - przerwał moje przemyślenia blondyn.- Wparowałaś tu z buciorami. Nabrudzisz, namieszasz i wyjdziesz, zostawiając kogoś skrzywdzonego. Lubiłem cię, wiesz? Myśłałem, że możemy być przyjaciółmi. Na dobrą sprawę nawet się w tobie kochałem, dopóki nie zdjęłaś swojej życzliwej maski. Dlatego nie mam zamiaru być miły, przywiązywać się i w ogóle się przejmować. Przynajmniej mnie znów nie skrzywdzisz.
- ŚNIADANIE GOTOWEE!- krzyknął ktoś z kuchni.
- Mam nadzieję, że jesteś dobrą aktorką. - powiedział Niall. Szybko wytarłam rękawem swetra łzy ściekające po brodzie.- Tak strasznie mi szkoda, że muszę udawać, że cię lubię. Ale czego nie robi się dla chłopaków- szepnął.


Zaraz przybiegło do nas trzech chłopaków, niosących talerze z kanapkami i kubki z herbatą i kawą. Położyli jedzenie na stole.
- O czym tak szeptaliście? - spytał chłopak w paskach. Sześć par oczu skierowało się w moją stronę. Niall spojrzał na mnie ostrzegawczo i podniósł lekko prawą brew.
- Ah, przyjacielskie pogaduszki.- odparłam. Blondyn niemal niezauważalnie skinął głową. Wyciągnął telefon, po czym bardzo wyraźnie zaznaczając, że ma w dupie całą rozmowę, wyszedł z pokoju.
-Jak się czujesz? - spytał Harry. Właśnie dołączył do nas zaspany, czarnowłosy chłopak, którego widziałam wczoraj na przyjęciu.
- Nie najlepiej, łeb napierdala. Macie jakieś sposoby na kaca?
- No tak.- odparł Harry. - Może soku jabłkowego?
- Proponuję sen. - powiedział mulat, po czym ziewnął i spowrotem udał się na górę.
- Ja wiem, wiem! - krzyknął chłopak w paskach. - Zjedz marchewkę, to z pewnością pomoże!!
- Nie słuchaj tych świrów. Zaraz damy ci aspirynę. Przyniosę ci też jakieś ciuchy mojej dziewczyny. Myślę, że Danielle się nie obrazi.- powiedział chłopak w błękitnej koszuli w kratę.


Popołudnie spędziłam z chłopakami, a w zasadzie z Harrym, Zaynem i Lou. Liam wyszedł na spotkanie z Danielle, a Niall nie pokazywał się od naszej porannej rozmowy. 
Dowiedziałam się, że są zespołem. Śmieszyły mnie ich zszokowane miny, kiedy spytałam, czym się zajmują. Niestety nie chcieli mi nic zaśpiewać, nic więcej zdradzić. Nawet nazwy. Wredoty. Tak więc resztę wieczoru spędzę z wujkiem Google. Myślę, że wpisując samo " Niall Horan" lub " Niall Harry Liam Louis Zayn " odrazu wiedziałabym o nich wszystko.


Kiedy wróciłam na uniwerek, okazało się, że moi przyjaciele są nieobecni. Donyiah tweetnęła piętnaście minut temu 
' Out with Jace ! What shake should i pick? ' - Wypad z Jace'em! Którego shake'a wybrać?
Dellie natomiast zostawiła mi liścik na stole:
" Jestem na spotkaniu z Tylerem. Na randce. R-A-N-D-C-E. Więc nie dzwoń do mnie, bo właśnie mogę się całować. Wrócę późno. "


Tak więc zostałam sama. Wciąż nie mogłam przestać myśleć o Niallu. Wyciągnęłam mój notes. W zasadzie był to taki jakby album ze zdjęciami.
Od małego zabierałam tacie aparat i robiłam dużo nieudanych, marnych zdjęć. I tak doszłam do teraz, kedy studiuję fotografię na uniwersytecie w Anglii. 
Mój album prowadziłam od 10 roku życia. co jakiś czas wklejałam zdjęcie, pod spodem krótko opisując, dlaczego w ogóle się tu znalazło. Prowadziłam go tak do moich 15 urodzin, kiedy to obdarowano mnie kolejnym notesem.
Zaczęłam niecierpliwie przerzucać strony. Musi tu być. Na pewno musi. Na sto procent. Chwila, to zdjęce z jedenastych urodzin Jace'a. Jestem blisko. No dalej, gdzies musi być. Cholera jasna, przecież nie wyparowało! Na pew.. JEST.
Znalazłam to, czego szukałam. Zdjęcie, konkretnie pół zdjęcia. Widniał na nim nie kto inny jak sam Niall Horan. W mundurku szkolnym, w pierwszym tygodniu naszej znajomości. Kiedy mnie jeszcze nie nienawidził.
To było moje ulubione zdjęcie. Jego błękitne oczy były zadowolone, pełne iskierek, policzki zarumienione. Mimo że było to tylko pół zdjecia. Druga połowa była oderwana, dość niestarannie. Nie pamiętałam dokładnie, co było na drugiej połowie. Nie ważne. Wyciągnęłam fotografię, po czym wsadziłam ją pod poduszkę,  ułożyłam się wygodnie na łóżku i zgasiłam światło.
Tak, tej nocy mam zamiar śnić o Niallu.

4.01.2012

OSIEM .



Jest piątek wieczór. Wybieram się na urodziny Davida. Oh, spójrz, Ana. Kolejny facet, którego nie znasz, a mimo to się z nim spotykasz. NAAAJS.
Wszystko byłoby pięknie. Świetna, czarna sukienka przed kolano z rózowym pasem i cienkimi, rózwnież rózowymi ramiączkami. Różowe szpilki. No, i oczywiście biały gips na lewym nadgarstrku.
Załamana wpatrywałam się w odbicie nieszczęsnego białego punktu mej nienawiści w lustrze, gdy Dellie krzyknęła "Wychodzimy!". Posłałam jej milionowe spojrzenie "WINNA!" i wyszłyśmy.
Coraz częściej zastanawiam się, czy się nie odpłacić i też jej nie uszkodzić. Co by było, gdybym jednak dała jej ten pyszny obiad z błotnych kotletów i wypełniła jej tą kołdrę igłami? Co by było, gdybym jednak poodłamywała jej obcasy z butów tak, że mocno się chwiały i Di zaraz wylądowałaby na ziemi? Gdybym wyskoczyła na nią zza krzaków z tą cegłą z napisem "UŚMIECH!"? Dobrze, że Jace mnie pilnuje.
Powitałyśmy się z Davidem i Tylerem. Jeeej, dużo tu ludu. Chciałam pogadać z solenizantem, ale kolejna grupa nastolatków przyszła dać mu prezent. Rozejrzałam się, Delilah sobie poszła. O, tam jest. Tańczy z Tylerem. Wzruszyłam ramionami i udałam się na parkiet. Zobaczyłam Doniya z jakimiś chłopakami, jeden o tak samo czarnych włosach. Chwila chwila. Harry? Co ty tu robisz, dziwaku kochany? Aaaa, te dzikie pląsy z chłopakiem, który mnie nienawidzi (ten, który mnie gonił, połamał stół, powiedział że mnie nie cierpi bo nie lubię marchewek i zabieram mu Harrego ( wtf??!! ) ) to taniec, taaak? Harry dostrzegł mnie. Ruszył w moją stronę, zostawiając koleżkę załamanego, zdziwionego, i w końcu z kolejnym wściekłym spojrzeniem utkwionym  mojej osobie. Loczek złapał mnie w pasie i prawie wyniósł do kuchni. Rzucił zdziwione spojrzenie na mój gips.
- Nie pytaj. Co tu robisz?
- Siostra kumpla została zaproszona i miała kogoś ze sobą wziąć, no, to wzięła nas. Znaczy mnie i chłopaków. Czyje to w ogóle urodziny? Oh, wołają mnie na parkiet. Baw się dobrze! - powiedział, posłał mi uśmiech numer 120 ( - "a tak się sprawia, że dziewczyna mdleje.") i zniknął w tłumie.
Po jakiejś półtorej godzinie tańczenia padnięta udałam się do kuchni, w której siedział już David, popijając różowy napój. Uśmiechnął się na mój widok, poklepał miejsce na podłodze koło siebie i podał mi różowy napój. Bez wahania wypiłam pół szklanki. Pogadaliśmy trochę, przetańczyliśmy około 5 piosenek, wciąż popijając smakowity różowy napój. Z szklanki na szklankę robiło mi się coraz weselej. Puścili wolny taniec. Harry, a raczej niewyraźna, podwójna burza loków, ruszyła w moją stronę. Harreh? Od kiedy zmieniasz się w mrówkę? osiem rąk, osiem nóg. A może w pająka.. ?
Chłopak najwyraźniej chciał zatańczyć, lecz gdy urzał, że David mnie już obejmuje, zrezygnowany ruszył do poprzedniej partnerki.
W pewnym momencie zachwiałam się. David posłał mi ciepły uśmiech. Zakręciło mi się w głowie. Solenizant podał mi kolejną szklankę dobrego soku, po czym wziął mnie na ręce i gdzieś zaniósł. Chyba cjhce mnie położyć spać. Położył mnie na łóżku, ściągnął mi buty, zaczął ściągać sukienkę. Sam nie miał już koszuli. No, tak jak prawie każdy chłopak o tej godzinie na imrezie. David pochylił się nade mną i dał buziaka w policzek. Bardzo kręci mi się w głowie, chyba zaraz się zerzygam. David mnie dziwnie obejmuje. Mooooooja głowa.
Usłyszałam " TYLKO SIĘ WYSIKAM!" i ujrzałam Harrego wparowującego do pokoju. Zapalił światło, odwrócił się do nas i osłupiał. Opętała go furia.
- CO TY DO CHOLERY ROBISZ!? - krzyknął Loczek.
- Przeszkadzasz.
- ONA NIE MA SKOŃCZONEJ SIEDEMNASTKI, CZŁOWIEKU!
- Cooooo ty tam gadasz? - spytał David, czkając. Harry podszedł do niego. "Nawalony" mruknął i zepchnął go z łóżka. Chwilkę wpatrywał się we mnie zły, lecz zaraz posmutniał. Nachylił się do mnie, ale zaraz upadł. David go pchnął na ziemię. Gdybym mogła się ruszyć..
- Powiedziałem ci, przeszkadzasz. - chłopak z Milkshake City ruszył w moją stronę. Usiadł na mnie w jeansach, zaczął robić charakterystyczne ruchy.. Nie podoba mi się to. Szkoda tylko, że widzę podwójnie. A może potrójnie? Nie mam siły na nic. Jęknęłam "Pomocy", a raczej pomahjsfbakmfhcy. Tak samo bełkotał tata, kiedy wracał z imprezy..
David jedną ręką zaczął mocować się z moim stanikiem, drugą zaś siegnął do swojego rozporka. Nawet nie zauważył, kiedy do pokoju weszło trzech innych chłopaków. A może sześciu? Dziewięciu? Harry wstał i razem z dwoma bliźniaczymi bondynami popchnęli Davida. Odciągnęli go na bok. Chciałam zobaczyć, co się dzieje, co oni robią, ale potrójny chłopak w loczkach i koszuli w kratę, który dotąd stał koło drzwi przykrył mnie kocem leżącym na łóżku i wziął na ręce.
- Liam, zabierz ją do auta, zaraz przyjdę. - powiedział Harry.
A więc to tak. LIIIIIIIIIIIIIIIIJAAAAAAAAAAAAAAM. Li *czknięcie* AM. Amamamamama. Lijaaaam
Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie. Nie miałam już siły dłużej czuwać. Nieważne. Jeśli on też chciał mnie zgwałcić, wybacze mi tylko dlatego, że jest w miarę ładny. Szliśmy między ludźmi. Gdzieś mignęła mi postać Delilah. Zastanawiałam się nad tym, co dzieje się z Davidem. Jakże niepoukładane są myśli pijaka.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.


osiem gotowe. w zasadzie powinnam zrobić jakiś żart, bo dziś 1. kwietnia,  ale nie mam już siły, bo dodaję posta ok. 2 w nocy. * czego się nie robi dla czytelników x *
niech więc żartem będzie, że nie zrobię żadnego żartu. :)
dziekuję za ponad 300 wejść i zapraszam do komentowania! xx